Za panowania naszego poprzedniego proboszcza mieliśmy spory niedosyt gospodarności . Rynny się rwały , podjazd do świątyni tonął w błocie . I to nie było dobre . ale do Mszy Świętej służyło sześciu , czasem dziesięciu ministrantów ! Za te rynny i inne awarie odpowiedzialny był niejaki Marek . Osobnik , który przypiął się do proboszcza i potrafił przekonać go , że usługi takiej szarej eminencji są nieodzowne dla istnienia parafii . Tymczasem kościół powoli popadał w ruinę a pan Marek jeździł coraz lepszym autem . Proboszcz odszedł . Przyszedł ks. Marek . Chwała mu za to , że natychmiast pozbył się tego ... I materialnie zaczęło się nam powodzić . Nowy proboszcz zarządził generalny remont . Sprawnie go przeprowadził . W granicie wyrył swoje zasługi . W niedzielę po zakończeniu " remontu " znaleźliśmy nasz Kościół bez balasek ! To nie był już katolicki kościół ! On był już zupełnie protestancki ! Musieliśmy , jak za komuny , stać w kolejkach . W kolejkach , bez klękania i świątecznego wystroju balasek . Było z dnia na dzień , z miesiąca na miesiąc bardziej postępowo . I z tygodnia na tydzień ubywało wiernych . Dziś , jeśli jest wielkie święto , zdarza się jeden /!/ ministrant . Przeważnie jest dwóch księży . Proboszcz i ten , który przy spowiedzi odsyła nas do psychiatry ! Wikary . Całkowicie postsoborowy i zupełnie niewierzący !
Mgielnik 2010 . |
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń